środa, 17 lutego 2010

Dante's Inferno - Recenzja

Jako że mam ferie (w końcu!), mam też i trochę wolnego czasu. Co oznacza, że miałem w końcu okazję sobie pograć. Na pierwszy ogień poszło Dante's Inferno, na które czekałem z nieskrywaną niecierpliwością. Nie jestem geniuszem, jeśli chodzi o pisane recenzji. Także poziom jej może nie być najwyższy, jednak mam nadzieję, że w pełni odda to, co chcę przekazać.

-----------------------------------------------------------



Zacznijmy może od samej fabuły. Pewne fakty znane są większości osób. Dante rzucony w wir wojen krzyżowych, obiecane odpuszczenie grzechów, ukochana pozostawiona w rodzinnym mieście w domu ojca, złożona obietnica czystości ciała, łamanie obietnic, bla bla bla. Większość historii Dantego na krucjacie poznajemy wraz z dalszym zagłębianiem się w kręgi piekielne (Limbo, Lust, Gluttony, Greed, Anger, Heresy, Violence, Fraud, Treachery). 'Święty' Dante nie był taki święty jak się okazuje. Pogrzeszył rozpustą i gniewem bardziej, niż wkurzony głodny student. Ale w końcu wszystko miało być odpuszczone, nieprawdaż? Przez swoje postępki nie skazał na potępienie tylko siebie, ale i całą rzeszę innych osób (dwie główne to Beatrice - żona. oraz Francessco - brat Beatrice). Jednak uzbrojony w krzyżyk Dante odsyła biedne dusze wprost do nieba. Lub ładnie rozrywa je kosą zrabowaną samej Śmierci. Wersja druga jest bardziej efektywna, jednak to jak kto postąpi, zależy jedynie od niego samego. Ja osobiście starałem się utrzymywać względną równowagę. Tych, dla których uznałem, że zbawienie jest możliwe, rozgrzeszyłem, resztę, cóż... Potępiłem. I w taki sposób do nieba poszedł Poncjusz Piłat, a Attylla został potępiony po dwakroć. Całości fabuły nie mam zamiaru zdradzać, jedyne co mogę powiedzieć, to to, że nie jest ona porywająca, ale nie jest też zła. Przyzwoita, że tak to ujmę.



Jako, że sprawę fabuły mamy już za sobą, zajmijmy się gameplay'em, który już miejscami wspominałem wcześniej. Dante posiada trzy możliwości walki z demonicznym pomiotem. Tak, trzy, nie dwa. Pierwsze dwa to kosa i krzyż, trzecim jest magia. Niby można to zaliczyć do zdolności, ja jednak pozostaję przy opcją osobnej klasyfikacji. System doświadczenia jest rozwiązany na zasadzie dusz, za które kupujemy ulepszenia, a także punktów Holy/Unholy. Boskie poparcie zdobywamy ułaskawiając dusze i mroczne pomioty, naszą Demoniczność zaś wzmacniamy odsyłając je do piekła. Jakby już tam nie były... Umiejętności zawarte w tych dwóch drzewkach w większości są różne od siebie (poza wzmocnieniami hp/mp/slotów w kosie). Unholy pozwala nam ulepszać kosę, Holy wzmacnia działanie krzyża. Drzewka zawierają też zdolności magiczne (Unholy zdobywamy w miarę rozwoju fabuły, Holy musimy sami wykupić). Co do magii - są moim zdaniem rodzaje dobre i nieprzydatne. Na pewno obowiązkiem jest wykupienie Holy Armor, dające nam regenerację życia kosztem many. Na wyższych poziomach trudności bez tego nie da rady przeżyć. Oczywiście mówię tutaj o moich zdolnościach manualnych, hardcore gamerem nie jestem. Wracając jednak do drzewek - pozostałe umiejętności to rozwój wszelkiej miary combosów. Przyznam szczerze - wyglądają ładnie. Nie mam porównania z serią God of War, gdyż nie dane mi było nigdy zagrać, jedynie z Devil May Cry. I tutaj, w Dantem, prezentują się one znacznie lepiej. Walka jest efektowna, jednakże co jest bolączką gry i każdego slashera - powtarzalna. Nawet walka z bossami. Podskok, parę uderzeń, blok, uskok, blok, Quick Time Event i od nowa. Czasami dochodzi parę podskoków więcej. Od tego schematu prawdę mówiąc odstawała jedynie walka z Cerberem. Notabene, według mnie, najbardziej irytująca w całej grze. Dlaczego, cóż. Zagrajcie lub znajdzcie na YouTube. Idąc dalej w gameplay. Gra posiada wymiar czysto zręcznościowy. Sporo skakania, wymierzania czasu, trzeba szybko wciskać klawisze skoku/łapania. Niejednokrotnie przechodziłem jeden skok kilka razy...



Przechodząc do innego tematu. Chciałbym zająć się przez chwilę kręgami piekieł. Jak było zapowiadane, każdy jest inny od siebie. Chociaż im dalej zachodzimy, tym częściej walczymy z tymi samymi bestiami. Jednak aż do siódmego kręgu nie można narzekać na powtarzalność. Ósmy krąg to osiem aren, na których walczymy z tymi demonami, które już znamy. Dziewiąty zaś, to jedna walka, dwa skoki, przejście przez most i walka z dwoma bossami. Także najciekawszym kręgiem jestem osobiście mówiąc zawiedziony. Tak samo jak i krótkością kręgu drugiego i trzeciego. Najdłuższym ze wszystkich okazał się krąg czwarty, Chciwość. Najwięcej skakania, potrzebne szybkie klikanie, zrozumienie o co chodzi, sporo walki. Ale przyznam szczerze - był też najciekawiej zbudowany.



Posiadam wersję na Xbox'a 360, więc powinienem posiadać 'słabą grafikę'. Ja prawdę mówiąc, tego nie zauważyłem. Wiadomo, nie jest najwyższych lotów. Ale brzydka nie jest. W czasie walki nie zauważa się lekkiej kwadratury postaci, jedynie w czasie krótkich rozmów. Jednak wstawki filmów rysunkowych i pełnych filmów nie na silniku gry, są wykonane bardzo dobrze. Wiadomo, są przegięcia (vide. lecący na kilkanaście metrów miecz i wbijający się idealnie pod kątem prostym w ciało Beatrice...), jednak jako całość jest dobrze. Gra jest odpowiednio mroczna, ponura. Kręgi na prawdę sprawiają wrażenie, że tam się nie chce nigdy znaleźć. Zwłaszcza do Violence.



Cóż mogę powiedzieć na koniec? Czy się zawiodłem? Nie. Spodziewałem się slashera, z dużą ilością krwi, niekoniecznie z dobrą fabułą, ale dobrze odstresowującego. I taki produkt dostałem. Idealnie na okres po sesji. Jest jednak jeden punkt, który mógłby zostać poprawiony. Długość rozgrywki. Grę na poziomie trudności Zealot (2 z 4) ukończyłem w przeciągu ośmiu godzin. Przydałoby się coś więcej jednak.



Grę jednak polecam, na rozerwanie się.

sobota, 9 stycznia 2010

Cmentarz

Ciemne chmury przewalały się nad miastem. Nie padało, jednak wilgotność wisząca w powietrzu doskwierała ludziom. Mało kto na ulicy był bez parasola lub czegoś innego przeciwdeszczowego. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to zwykli mawiać niektórzy. Szare z reguły miasto, w dni takie jak te, stawało się miastem duchów, jakby niezdatne do życia. Nawet zielone drzewa w parku wydawały się na wpół martwe. Żadna radość nie emanowała z otoczenia, jedynie poczucie przygnębienia i pesymizmu życia. Skulone z zimna gołębie siedziały rządkiem na gzymsie banku. Jeden z nich gruchał cicho, inny dziobał lekko pióra na piersi. Wychudzony kot przyglądał im się z ukrycia. Machając nerwowo ogonem, wbił wzrok w najmniejszego z ptaków. Nie zdradzająć się żadnym szczególnym ruchem, ruszył momentalnie do ataku. Gdy był od gzymsu na odległość skoku, ptaki poderwały się przerażone w górę, poza tym, którego kot wybrał na swój obiad. Zwierzę wybiło się za pomocą tylnych łap, chwytając w przednie pierzastą ofiarę, zatapiając jednocześnie kły w karku gołębia. Gzyms jednak był za krótki i za śliski dla rozpędzonego zwierzęcia. Wciąż trzymając swoją zdobycz w zębach, kot runął w dół z wysokości dwóch pięter, wprost na chodnik. Drapieżnik uderzył mocno w płytki, wypuszczając zdobycz z zębów. Zamiauczał przeraźliwie, przyciskając przednią łapę do piersi, pochwycił ponownie martwego już ptaka i poczłapał do zaułku, gdzie pomiaukiwał z bólu w samotności.
Zwierzętom nie przychodzi łatwo żyć w tym mieście. Ludziom podobnie. Kathe obserwując kota, poczuła nagle doskwierającą jej samej samotność. Tak samo jak ten drapieżnik, ona też sama musiała sobie radzić. Tak jak kot polował za gołębiem, ona pracowała na swoją reputację i status, równie często tracąc w momencie to, co zyskała. Nie mogła liczyć na żadną pomoc, wsparcie, nie miała nikogo, kto podałby jej ramię. Była wyrzutkiem z rodziny, który nie chciał przyjąć ręki podawanej przez bliskich. Nie nawykła brać pełnej misy, była na to zbyt ambitna i wojownicza. Wolała sama osiągnąć swój cel. Nie skarżyła się na swój los, pomimo porażek. Chcąc coś osiągnąć, trzeba w końcu się nacierpieć w życiu. Mając coś za darmo, nie docenia się tego. Tak samo jak i nie ceni się człowieka, który osiągnął coś, nie starając się o to, ani tym bardziej na to zasługując. Na szacunek trzeba zapracować. Można za to jednak dać coś komuś ze szczerego serca. Kathe, będąc osobą wrażliwą, zlitowała się nad biednym kotem. W najbliższym sklepie kupiła kawałek kurczaka. Z mięsem w ręku poczęła zbliżać się do zwierzęcia pałaszującego gołębia. Kot, gdy tylko ją spostrzegł zawarczał cicho, przyjął groźną postawę i zasyczał na kobietę. Nie zrażona zachowaniem drapieżnika, zbliżała się coraz bardziej. Zwierzę syknęło jeszcze parę razy, po czym poruszyło parę razy nosem. Jakby spokojniejszy, przestał zdradzać strach. Chwilę później, Kathe trzymała go już pod kurtką, gdzie było ciepło, sucho. W takich warunkach kot zasnął szybko. Przynajmniej u weterynarza poszło szybko. Lekarz po obejrzeniu łapy, założył na nią lekkie usztywnienie i kazał zgłosić się do kontroli za parę dni. Powiedział także, że kot jest zdrowy, nie ma robaków. Widać był szczepiony. Jakieś dziecko zapewne dostało go od rodziców, kiedy błagało o koteczka. Gdy jednak koteczek podrósł, pozbyto się go. Okrucieństwo ludzkie skierowane w stronę zwierząt zakrawa na pomstę. Przynajmniej teraz, gdy kot został wzięty z litości, nie zostanie już w taki sposób skrzywdzony. Dziękując weterynarzowi, kobieta poszła z nowym towarzyszem do domu.

Cmentarz pod miastem nie był najpiękniejszym miejscem. Był już stary, wszystkie parcele zostały dawno wykupione i zajęte przez ‘lokatorów’. Wiele nagrobków było pokrytych mchem, pokruszonych. Niektóre napisy były nieczytelne. Inne zaś nosiły ślady chciwości ludzkiej – nie posiadały krzyży, pomników, figurek. Miały na sobie natomiast wyraźne ślady dłuta lub po prostu łomu. Niewiele warte przedmioty, jednak jak widać i takie znajdują nabywców. Hieny nie potrafią oszczędzić niczego. Gdyby mogli, zapewne dostaliby się i do zwłok, aby zabrać pierścionki, łańcuszki i inne przedmioty należące kiedyś do zmarłych. Pośród tych wszystkich grobów, jedynie nieliczne były nadal odwiedzane i w miarę dobrze utrzymane. Nad jednym ze skromniejszych pomników, pochylał się młody mężczyzna. Jego usta nie poruszały się, nie modlił się najwidoczniej, jedynie spoglądał w ciszy na nagrobek.
‘Thomas Cage
ur. 24.10.1886
zm. 12.01.1915
Pokój jego duszy.’
Stojąca nad grobem osoba powiedziała cicho, do samego siebie:
-Dziwnie jest stać nad własnym grobem, jednocześnie żyjąc nadal w tym ponurym świecie…
Thomas, gdyż to był właśnie on, przyjechał tutaj dwa dni po rozmowie z Zygfrydem. Dzisiejszy dzień nie wyróżniał się niczym szczególnym. Jednak zawsze raz w miesiącu, Cage znajdował chwilę czasu, aby przyjechać tutaj. Nie był sentymentalny, jednak te cztery linijki tekstu, przypominały mu dokładnie kim jest i dlaczego nadal żyje. Nadal jednak nie mógł się z tym pogodzić. Zwłaszcza, gdy spoglądał na grób obok niego.
‘Beatrice Cage
ur. 13.06.1890
zm. 12.01.1915
Pokój jej duszy.’
Westchnął cicho, zostawił kwiaty na grobie kobiety i odwrócił się powoli. Nagle zobaczył stojącą obok kobietę. Już ją widział gdzieś wcześniej. Próbował sobie przypomnieć gdzie i kiedy. Nagle jakby coś strzeliło w jego pamięci. To była kobieta sprzed dwóch dni, z którą się zderzył na chodniku. Juliet, bodajże tak miała na imię. Nim zdążył powiedzieć cokolwiek, odezwała się:
-Młodzi, widocznie zmarli tragicznie w tym samym dniu… Pan się zdaje ich znać, prawda? - zapytała, spoglądając Tomowi w oczy.
-Nie osobiście panno Juliet, o ile dobrze pamiętam. To moi… - tu zatrzymał się na chwilę, myśląc szybko nad przedziałem czasowym. – prapraprapradziadkowie.
-Mogłabym mieć do pana małą prośbę? – powiedziała szybko.
-To zależy jaką, ale proszę powiedzieć.
-Mógłby pan nie używać mojego pierwszego imienia, tylko nazywać mnie Kathe? Nie lubię tego od rodziców… - zarumieniła się przy tym lekko i odwróciła wzrok, spoglądając na leżące w dalszym rzędzie dwa nagrobki. Były one znacznie nowsze od innych w okolicy. Thomas popatrzył na nie, w oczy rzuciły mu się głównie dwie ostatnie linijki na każdym z nich:
‘Zamordowani bez litości, pozostawili w świecie swój największy skarb.’
‘Niech dusze będą u Pana, a córka niech żyje nadal.’
-Przepraszam panno Kathe. I przykro mi z powodu pani rodziców. To musiało być tragiczne przeżycie…
-Dla dwuletniego dziecka nie. Dopiero później zrozumiałam co się stało. Moje wujostwo wychowywało mnie jak córkę, jednak zawsze czułam że nie tam jest moje miejsce. Mógłby pan podejść ze mną do nich?
-Oczywiście, z przyjemnością. – odpowiedział, biorąc kobietę delikatnie pod rękę.
Droga między nagrobkami była wąska, więc nie chcąc się rozdzielać, poszli dookoła dłuższą drogą. Rozmawiając cicho, złożyli kwiaty na grobach jej rodziców, po czym udali się w kierunku bramy cmentarza. Chmury idące coraz niżej, zapowiadały rychły deszcz. Drzewa na cmentarzu zaczęły nagle szumieć w porywach wiatru. Ulewa była jednak bliżej, niż się zdawało. Pierwsze krople zaczęły uderzać o ziemię. Ruszyli biegiem do samochodów. Tom otworzył drzwi kobiecie, gdy ta tylko przekręciła kluczyk w zamku. Wsiadła pospiesznie, zamykając drzwi za sobą. Cage zapukał w okno. Gdy otwarła je, schylił się i zapytał:
-Co pani robi wieczorem?
-Nie mam żadnych planów, z przyjemnością zjem z panem kolację. – odparła z uśmiechem.
-Widzę, że od razu wiedziała pani o co mi chodzi. Zadzwonię jak wrócę do domu.
Mówiąc to, wyprostował się i ruszył do swojego samochodu. Zapowiadał się ciekawy wieczór, pierwszy od wielu lat w jego życiu.